A1. Pobudka Jana [2030]
Sypialnia,
8:00 rano, dzwoni budzik. Jan wyłącza pobudkę na zegarku, przeciera
oczy i zbiera się z łóżka. Podnosi zegarek i zakłada na rękę, włącza hologramowy ekran i przeszukuje listę śniadań (wszystkie napisy widoczne w ujęciach są w Esperanto). Wybiera
koktajl śniadaniowy z owoców i orzechów na 8:25. Idzie się umyć i
ubrać. Zaczynają się napisy początkowe. Gotowy kieruje się w stronę
drzwi. Gdy łapie za klamkę wyświetlacz na jego zegarku (połączony z
chipem w jego ciele) wskazuje że kod został rozpoznany i zamek się
otwiera. Drzwi się zatrzaskują, światło w mieszkaniu gaśnie. Jan idzie
korytarzem i przywołuje windę na zegarku, po drodze kłania się
napotkanym osobom. Dochodzi do drzwi windy, które się otwierają, wchodzi
do środka, wybiera pierwsze piętro. Kantyna, stoliki, ludzie jedzący
posiłki i rozmawiający z innymi. Jan podchodzi do automatu, skanuje swój
chip i śniadanie zostaje przysłane. Zabiera je i kieruje się na stoły.
Przy jednym stoliku mężczyzna podnosi rękę i woła Jana.
Mateusz: Elo.
Jan: Siemacie ludzie.
Agata: Hej Jan. Znowu koktajl?
Jan: Pyszny i zdrowy. Jak się udał weekend za granicą?
Mateusz: Było genialnie!
Agata: Oszałamiające widoki! Chociaż co jakiś czas docierało do nas, że troską o innych członków swojego społeczeństwa nie grzeszą.
Mateusz: Najbardziej mi było żal tej staruszki przy kasie, chociaż to pewnie jeden z mniejszych problemów systemów opartych na pieniądzu.
Jan: A co takiego?
Agata: Wiesz,
kobieta w podeszłym wieku kupowała te ich nic nie warte atrapy,
nazywane przez wytwarzające je koncerny żywnością. Gdy ją zapytaliśmy
dlaczego nie wybiera zdrowego jedzenia powiedziała, że jej nie stać.
Mateusz:
Gosia zaczęła z nią rozmawiać. Powiedziała nam, że ciężko pracujący
robotnik na starość może tylko liczyć na ból pleców i wcześniejszą
śmierć. Brzmiało trochę jak żart, ale ona się nie śmiała. Zrobiliśmy jej zakupy.
Agata: Pieniądz jest bezsprzecznie najważniejszą rzeczą w ich życiu. Całkowicie wszystko można za niego kupić.
Mateusz: Wszystko jest na sprzedaż, ale trudno się dziwić jak brakuje na zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Jan: Adam Smith, jeden z ojców nowoczesnego kapitalizmu napisał w 1776 roku: If every man pursues his own self-interest it will work out the best for everybody, because the self-interest of all men is guided by the invisible hand of a god. I zaczęła się samowolka, królowie kapitalizmu zaczęli zastępować władców feudalizmu.
Mateusz: Rób wszystko co chcesz dla własnych korzyści i niczym się nie przejmuj, bo wszystko będzie dobrze, nie potrzebny jest żaden nadzór. (sarkazm) Co w takim wypadku mogłoby pójść nie tak?
Jan: Profesor Zimbardo
już w latach 70-tych udowodnił, że takie założenie stoi w zupełnej
sprzeczności z naturą ludzką. Chyba najbardziej znany eksperyment z
dziedziny psychologii, stanfordzki eksperyment więzienny
wykazał, że 9 na 10 osób nadużyje swojej władzy, swoich przywilejów,
jeśli nikt nie sprawuje nad nimi kontroli. Eksperyment trzeba było
przerwać tak jak przerwać trzeba kapitalizm.
Agata: Kapitalizm dąży do centralizacji bogactwa, więc zwycięzcą w takim systemie jest człowiek, który posiada wszystko, od chusteczek i ryżu, po szkoły, szpitale, sądy i armię. Chcąc więc wygrać ten wyścig trzeba mieć jak najtańszą siłę roboczą i sprzedawać wytworzone przez nią produkty z najwyższą marżą jaką klient jest w stanie zapłacić.
Jan: Właśnie z tego powodu nie istnieje coś takiego jak innowacyjność w kapitalizmie.
W kapitalizmie prawdziwa innowacyjność umiera w biedzie i zapomnieniu,
jak jeden z najwybitniejszych umysłów naszego świata - Tesla.
Popularność i sławę zyskują natomiast tak zwane gwiazdy robiąc głupie
rzeczy przed kamerami. Gdy najważniejszym kryterium jest zarobek to
jakość przekazu i dobro ludzkości schodzi na plan dalszy, więc jest to
innowacyjność zarobkowa, nie technologiczna.
Mateusz: A jak pokazują niezliczone przykłady, w wypadku konfliktu zysku materialnego z dobrem ludzi czy planety, zawsze wygrywa to pierwsze kosztem całej reszty.
Agata: Nawet jeśli prawi kapitaliści starali się o jakąś sprawiedliwość systemu to ich wysiłki spełzły na niczym, ponieważ za nieograniczone bogactwo kupić można nie tylko los pojedynczego człowieka, ale całych narodów.
Mateusz: Elity kapitalizmu dzięki swojemu majątkowi posiadły tak wielką władzę, że programują całe społeczeństwa do wyboru pomiędzy jednym swoim kandydatem a drugim. Posiadają media, które o swoich mówią jak najlepiej, kompletnie ignorując innych. Przecież nie zagłosujesz na osobę o której nie słyszałeś.
Agata: A ludzie myślą że żyją w demokracji. Później takie marionetki piszą im prawa, wywołują wojny, Wszystko by mogli więcej zarabiać.
Mateusz: No coś Ty, przecież to krzewienie demokracji, walka z terroryzmem.
Agata: Zmieszani są tylko jak pokażesz im liczby, że żaden terroryzm nie zabił nawet ułamka ludzi ile zabiły ich bomby.
Mateusz: Skąd oni mają to wiedzieć, skoro ich gazety o tym nie piszą, a inne źródła nazywane są przez nie teoriami spiskowymi. Nawet Assange'a starali się zdyskredytować, próbując go wrobić w aferę pedofilską. Później Wikileaks ujawniło Pizza Gate
i okazało się, że nikt nie krzywdzi dzieci tak bardzo jak właśnie ich
elity. Chodziło nie tylko o gwałty, ale nawet rytualne morderstwa oraz
że organy ścigania odmawiały wszczęcia śledztwa gdy w sprawę uwikłani
byli politycy na najwyższych szczeblach władzy.
Jan: Dlatego świecie pieniądza, w którym kupuje się już nie tylko przedmioty, ale i ludzi, nigdy nie możesz być pewnym, czy informacja która otrzymujesz jest prawdziwa, czy ktoś zapłacił za rozpowszechnianie kłamstwa. Jak to powiedział Kotarbiński, trzeba podważać wszystko, co się da podważyć, gdyż tylko w ten sposób można wykryć to, co podważyć się nie da.
Agata: Ale powoli komunizm przestawał być tematem tabu. Nawet ich papież Franciszek powiedział, że współczesny kapitalizm zabija, że pieniądz stał się nowym bożkiem, a człowiek został sprowadzony tylko do jednej z jego potrzeb – konsumpcji. Że
tak na prawdę to komuniści myślą jak chrześcijanie i czerpią z tego co
mówił Jezus, a nie odwrotnie i tu akurat muszę się zgodzić z klechą
(śmieje się).
Jan:
Swoją drogą wiecie, że w USA nie ma prawa które nakazywałoby dawać
płatny urlop macierzyński rodzicom. Niektóre korporacje dają je lepiej
płatnym pracownikom, ale biedniejsze rodziny nie mają dostępu do takich
luksusów.
Mateusz: Przykład naszego państwa mógłby ich obudzić, ale ich media objęły temat zasłoną milczenia.
Jan: Pozostaje internet, który niestety też coraz bardziej cenzurują.
Agata: Musimy dalej próbować. Robić wszystko, żeby otworzyć im oczy na prawdę.
Jan: Chociaż kłamstwo jeszcze istnieje – doskonali się tylko prawda.
A2. Mniej godzin za trudniejszą pracę
Jan
i Mateusz dochodzą do bramy firmy, przed wejściem spotykają znajomego,
który wraca do domu. Mijają ich ludzie w różnych strojach, jedna kobieta
uprawia jogging nago (naturalnie nikt nie zwraca uwagi).
Mateusz: Hej man.
Kuba: No witam Panów.
Jan: Siema, a Ty co, już do domu?
Kuba: No raczej! Potrzebowali pomocy na nockach to się zgłosiłem.
Mateusz: Czym Cię przekonali?
Kuba: Połowa mniej godzin do wyrobienia.
Jan: Tylko 10 tygodniowo masz teraz?
Kuba: Mniej chętnych to mniej godzin, no i tylko tydzień miesięcznie, żeby nie męczyć organizmu.
Mateusz: Zdrowie najważniejsze!
Kuba: Hehe. Dobra lecę się wyspać. Narka!
Jan: No trzym się!
Mateusz: Nara.
Jan
przykłada zegarek do czujnika i bramka go przepuszcza, Mateusz za nim.
Mateusz zerka na wyświetlacz. Widzi ilość pozostałych godzin do
wyrobienia. Wyskakuje przypomnienie, że za 15 minut ma "Wybory" meeting. Pokazuje Janowi, idą.
A3. Demokracja w pracy
Jan wchodzi po drodze do toalety. W środku widzi swojego managera (brat), który myje ręce. Jan podchodzi skorzystać z pisuaru.
Jan: Hej brat.
Krystian: Cześć.
Jan: To kiedy ruszacie z Baleriną?
Krystian:
Na razie jeszcze dopracowujemy prototyp. Linkę produkcyjną planujemy
stawiać za pół roku jeśli nie będzie opóźnień w badaniach. Już za 6 tygodni się tam przenoszę.
Wiola wychodzi z kabiny, myje ręce. Inna kobieta wchodzi i idzie do kabiny.
Wiola: A jak nie znajdziemy zastępcy?
Krystian: Podzielimy wtedy obowiązki i będę tu przyjeżdżał w razie potrzeby. Ale myślę, że nie będzie to konieczne.
Jan wychodzi z toalety, wchodzi do
przegrody swojego zespołu. Wita się, zdejmuje kurtkę. Inżynierowie piją
kawę i omawiają plan projektu rozwoju silników kwantowych i nowych
możliwościach z tym związanymi.
Adam: 5 kilo Newtonów na impuls?
Klaudia: Tak, wczoraj ogłosili najnowsze wyniki testów.
Mateusz: Świetnie! W takim wypadku niedługo nie będziemy musieli już wcale importować gazu.
Wchodzi ich manager.
Krystian: Jesteśmy gotowi Panie i Panowie.
Krystian
macha ręką i wskazuje na pokój konferencyjny. Wchodzą do środka i
zamykają za sobą drzwi. Krystian zaczepia Mateusza jak ten wchodzi do
pokoju.
Krystian: Ty nie chciałeś się zgłosić do konkursu?
Mateusz: Myślę, czy nie przenieść się do Ministerstwa Rozwoju, bo szukają doświadczonego inżyniera do działu testowania wynalazków.
Krystian: Brzmi ciekawie.
Mateusz: Jeszcze nie zdecydowałem, ale nie chcę mieszać.
Krystian: No jasne.
Siadają. Patrycja, manager Krystiana, przewodzi spotkaniem.
Patrycja: Krystian, jako odchodzący manager - zacznij proszę.
Krystian: Wszyscy czterej kandydaci mają doświadczenie w pracy nad Gun-engine,
ale tylko Barbara miała związek z kalibracją. Ma kilka dobrych
projektów na koncie swoich poprzednich zespołów. Wydaje mi się, że jest
otwarta na nowe pomysły, potrafi słuchać i analizować, dzieli się
trafnymi spostrzeżeniami. Według mnie to najlepszy kandydat.
Wiola: Też tak uważam. To ona ma najlepsze kwalifikacje żeby Cię zastąpić.
Mateusz: Ja zastanawiałem się jeszcze nad Grzegorzem, dobrze wypadł na wywiadzie, ale Barbara rzeczywiście wydaje się odpowiedniejsza na tę pozycję.
Adam: Pracowałem z nią kiedyś, podejmuje świetne decyzje. Też ma moje poparcie.
Patrycja: Ktoś jeszcze chce zabrać głos, czy zaczynamy?
Klaudia podnosi rękę do głosowania.
Klaudia: Barbara.
Następne osoby robią to samo, Patrycja liczy głosy.
Patrycja: 13 do 2 - dam znać Basi, że jest nowym managerem kalibracji Gun-engine typu 10F.
A4. Bar i seksownia
Wieczorem Jan ze znajomymi (Mateusz, Agata, Gosia, Cezary) wchodzą do baru. Zajmują miejsca w sekcji dla waporyzujących trawę. Cezary zaczyna wybierać przekąski na zegarku.
Cezary: Biorę waporyzator, popcorn i ciemną (gorzka) czekoladę. Picie każdy sam, tak?
Gosia: Jasne. Ja jeszcze zamawiam suszone daktyle i pieczone warzywa.
Jan: Dodaj smażone świerszcze.
Agata: I sałatkę z nasturcji i fiołków.
Gosia: Zrobione.
Do stolika podjeżdża waporyzator, zioło i reszta zamówiona przez Czarka. Mateusz nabija sprzęt.
Mateusz:
Słyszeliście o nowej propozycji pytania do następnego referendum?
Przeniesienie pralek z mieszkań do wspólnych pralni? Że ludzie niby
rzadko korzystają, więc marnotrawstwo surowców. Ma to zmniejszyć
produkcję pralek, więc oszczędność środowiska i będzie można przeznaczyć
większy nakład pracy na coś innego.
Cezary: Przecież niczego nam nie brakuje...
Mateusz: Na ten moment 14% Ubuntan.
Gosia: Jeśli ma zmniejszyć zanieczyszczanie środowiska. Trzeba sprawdzić o ile.
Jan: I tak roboty rozwieszają pranie, więc szło by się tylko zanieść i odebrać. Ja nie mam problemu.
Muzyka na żywo, goście co jakiś czas zmieniają się na instrumentach. Zaczynają się zaciągać. Rozmowy, śmiech.
Cezary: Po trawie mam +10 do myślenia abstrakcyjnego.
Agata: Hehe, a do tego leczy raka.
Mateusz: Rozrywkowy lek.
Gosia: Idzie ktoś na seksownie?
Jan: No raczej.
Mateusz: Mi się dziś nie chce.
Cezary: Ja później do Was dołączę.
Agata: Ja chętnie.
Przechodzą
przez bar, otwierają się drzwi, wychodzi dwóch obejmujących się
mężczyzn. Trójka schodzi do piwnicy. Żartują, wygłupiają się, rozbierają
i kierują pod prysznice. Biorą ręczniki i wchodzą do seksowni.
Klimatyczna muzyka, nastrojowe światła, kilkanaście osób. Jedni
zabawiają się na podłodze, inni na sofach, kilka osób tańczy, czy się
przytula. Radosna atmosfera, podniecenie, zadowolenie. Gosia zaczyna
całować Agatę, Agata łapie za rękę Jana i kierują się na środek
pomieszczenia.
A5. O pokazach i gwałtach przy taksówce
Jan, Gosia i Cezary zbierają się przed blokiem ze sprzętem na kite. Podjeżdża taksówka, kierowca (Beata) zaprasza do samochodu. Komputer kieruje autem, kierowca tylko do nadzoru i sytuacji awaryjnych.
Gosia: (wskazując na reklamówkę) Zamówiłam kanapki na stołówce.
Taksówkarz otwiera okno i wita się.
Beata: Dzień dobry. To Wy jedziecie nad plażę?
Cezary: Tak, dzień dobry.
Jan: Świeża bryza powinna nas rozbudzić.
Gosia: Ja dziś wyrobiłam już 2 godziny, ha!
Cezary: W sobotę?
Gosia: A jak - elastyczny czas pracy.
Jan: Dobrze masz.
Cezary: Czyli możesz się łączyć kiedy tylko chcesz?
Gosia: Na oglądanie gołej pupy chętni znajdą się o każdej porze.
Beata: Pracujesz na kamerkach?
Gosia: Tak.
Jan: Gdy nie mam weny na malowanie obrazów.
Beata: Fajnie.
Cezary: Drugi największy towar eksportowy Ubuntu, zaraz po robotach. Miesięcznie 72 miliony użytkowników z całego Świata odwiedza strony porno.
Gosia: Z pewnością zero z Ubuntu.
Jan: Haha, my nie traktujemy seksu jak owocu zakazanego, więc nie musimy go szukać po sieci.
Gosia: Pary z kapitalistycznych krajów jak USA, czy UK biorą średnio 85p za minutę co daje okrągłe £400 tygodniowo.
Jan: Ta branża przynosi potężne zyski do budżetu. Jeździmy za to na wakacje za granicę, importujemy ropę, gaz.
Beata: Nie lubię wyjeżdżać za granicę i zupełnie zapominam, że reszta Świata używa jeszcze pieniędzy. Niezwykle archaiczne podejście.
Jan: Niestety do wielu rzeczy.
Gosia: No i idą za tym konsekwencje.
Beata: To znaczy?
Gosia: Pamiętasz, że w Ubuntu ostatni gwałt miał miejsce ponad 13 lat temu?
Beata: Szczerze? Nie...
Gosia:
Poza naszym krajem gwałty cały czas występują. W krajach europejskich
jest to od kilkuset do kilkunastu tysięcy przypadków rocznie.
Jan: W Demokratycznej Republice Kongo kobieta gwałcona jest co minutę.
Beata: Ciekawe kiedy dojdą do wniosku, że zaspokojone potrzeby uszczęśliwiają ludzi.
Cezary: Część z nich gani nawet samą nagość.
Jan: Najśmieszniejsze jest to, że ich święte księgi opisują, że w raju ludzie ubrali się dopiero jak coś przeskrobali i bóg wcale nie był z tego pomysłu zadowolony.
Gosia:
Jesteśmy jedynym ubierającym się gatunkiem, nie od aż tak dawna (170k
lat), a jednak to nagość uważamy za nienaturalną. Pokrętna logika tak
bardzo.
Jan i Gosia lądują latawce, zabezpieczają na brzegu i idą poleżeć na plaży, gdzie siedzi Czarek.
Gosia: (do Jana wskazując na deskę) W przyszłym tygodniu wychodzi nowy model. Ciekawe czy dostaniesz wcześniej.
Jan: Jestem starszy o niecałe 9 miesięcy, wątpię żeby zrobiło to różnicę.
Gosia: To że dopiero przedwczoraj zaznaczyłam, że chcę może zrobić.
Jan: Gapa! Jak ładnie poprosisz może dam Ci się karnąć.
Gosia: To by była ostateczność.
Jan: Jak znam życie to dostaniesz dzień później.
Czarek zaciągają się elektrycznym jointem i mówi do nadchodzących.
Cezary: Już Wam rozgrzałem.
Gosia: (zaciąga się) Dobre.
Cezary: Pyszne!
Gosia: To jest chill-out.
Jan: Chcecie mieć dzieci?
Cezary: (spogląda na Jana) O, dobra faza.
Gosia: Mamy jeszcze trochę do 30-stki, mnóstwo czasu przed nami.
Cezary: Mnóstwo.
Gosia: Moje zamrożone jajeczka czekają aż się zdecyduję.
Jan: Ja chyba się powoli decyduję...
Gosia: Czyli szukamy ewentualnej nosicielki?
Jan: Więc Ty odpadasz?
Cezary:
Zobacz, najpierw macierzyński, później wychowawczy, a jak będziesz
potrzebowała pomocy, czy najdzie Cię wena na malowanie to przyjdzie
opiekunka. No i czym większa rodzina tym większa chata!
Gosia: No żyć nie umierać. Lubię się z Wami poprzytulać, ale na rodzenie dzieci mnie nie namówicie.
Cezary: (do Jana) Zawsze możesz użyć serwisu dla szukających partnera do stworzenia potomstwa.
Gosia: To Ci co ustawiają wypady grupowe na różne atrakcje by łączyć ludzi w pary i zwiększyć liczbę narodzin?
Cezary: Ogniska, spa, nurkowanie, kalambury i dopasowywanie się.
Jan: A czym jest dopasowanie?
Gosia:
Węch podpowiada kobiecie, który partner dysponuje innym zakresem
odporności na patogeny niż ona sama, dzięki czemu ich potomstwo odniesie
korzyści pod postacią silniejszej reakcji obronnej organizmu.
Cezary: Jaka przygotowana!
Jan: Można w takim razie tylko wysłać przepoconą koszulkę.
Gosia: Teoretycznie to powinno wystarczyć, ale co, w przesyłce zwrotnej chcesz probówkę?
Jan: Nie no, dziecko chciałbym wychowywać razem, więc muszę wiedzieć co przyszła mama ma w głowie.
Gosia: No i masz dopasowywanie.
Jan: (podaje jointa Gosi) Masz mądralo.
Śmieją się i biorą kolejnego bucha.
A7. Konsultacje i RISUG
Jan siedzi w fotelu. Hologramowy ekran na ścianie wyświetla "Rozpoczęcie konferencji". Emilia pojawia się na ekranie.
Jan: Dzień dobry.
Emilia: Dzień dobry.
Jan: Jestem umówiony na konsultację w sprawie procedury poczęcia dziecka.
Emilia: Mam na imię Emilia, jestem genetykiem.
Jan: Jan, miło mi. Możesz mi opowiedzieć jak to wszystko się odbywa?
Emilia: Jasne, zacznijmy od początku. W Ubuntu używamy odwracalnej metody antykoncepcyjnej dla mężczyzn zwanej RISUG. W odróżnieniu od pigułek antykoncepcyjnych dla kobiet, nie zaobserwowano żadnych efektów ubocznych przy jej stosowaniu.
Jan: Wstrzykujemy żel w nasieniowody, a później powtarzamy w razie potrzeby.
Emilia: Dokładnie. Jest to żel który nie przepuszcza plemników i wystarcza na około 10 lat. Można go wypłukać w każdym momencie i pełna funkcjonalność zostaje przywrócona.
Jan: Chyba niewielu mężczyzn to robi. Nie widać ostrzeżeń zegarków w seksowniach.
Emilia: Bardzo niewielu. Większość populacji preferuje zapłodnienie metodą in-vitro, więc bycie płodnym nie ma większego sensu.
Jan: Tylko kłopot.
Emilia: A do tego nie trzeba nawet wypłukiwać żelu. Wystarczy pobrać materiał genetyczny bezpośrednio z jąder.
Jan: Tak jak pobieramy komórki jajowe od kobiet?
Emilia: Bardzo podobnie. Z resztą każdy Ubuntanin może zdeponować swój materiał genetyczny kiedy zechce.
Jan: Zrobiłem to kilka lat temu.
Emilia:
Zasada jest taka, że plemniki pobierane są w relatywnie młodym wieku
mężczyzny, bo wtedy materiał genetyczny jest najlepszej jakości. U
kobiet natomiast komórki jajowe z wiekiem się polepszają, więc zaleca
się pobranie ich w późniejszym okresie.
Jan: Czyli jeśli chcę mieć dziecko to wykorzystamy moje zamrożone plemniki?
Emilia: To jeszcze zależy od wyników testów.
Jan: Rozumiem.
Emila:
Łączymy najlepszej jakości komórki jajowe i plemniki, a później
wybieramy z nich najzdrowszy zarodek, który wszczepiamy do organizmu
matki. Płód jest później regularnie monitorowany i gdy tylko zidentyfikujemy jakąkolwiek wadę, czy upośledzenie to natychmiast ją naprawiamy.
Jan: I wszystkie dzieci rodzą się zdrowe?
Emilia: Ostatni przypadek zespołu Down'a
mieliśmy 7 lat temu. Niewidome, czy głuche dzieci nie rodzą się już od 9
lat. Podobnie jest z wadami serca, nie w pełni wykształconymi
kończynami, jak i całą resztą upośledzeń.
Jan: Imponujące! Ale słyszałem, że poza Ubuntu nie jest to popularną praktyką.
Emilia: Za granicą panuje pogląd, że grzebanie przy genach człowieka jest nieetyczne.
Jan: A nie-leczenie chorych płodów jest etyczne?
Emilia: Dokładnie, my naprawiamy bo chcemy żeby dziecko mogło urodzić się zdrowe i w pełni cieszyć się życiem.
Jan: Szkoda, że za te poglądy pokutują dzieci.
Emilia: Niestety. RISUG też nie jest u nich popularny.
Jan: No tak, raz na 10 lat to żaden zarobek, a przecież tylko to się u nich liczy.
Emilia: Całe szczęście mają nas i nasze zagraniczne kliniki, które cieszą się coraz większym rozgłosem.
Jan: Miło słyszeć.
Emilia: Jeszcze jakieś pytania?
Jan chwilę się zastanawia, później całkiem serio chociaż z uśmiechem.
Jan: Mogę zadać prywatne pytanie.
Emilia: (spogląda na zegarek) Mam jeszcze chwilę do następnego pacjenta, więc proszę.
Jan: Jedzie
pociąg, nie może się zatrzymać. Przed nim 5 osób przywiązanych do
torów. Ty stoisz przy zwrotnicy i masz czas jedynie na przesuniecie
zwrotnicy, która spowoduje że pociąg pojedzie na tor do którego
przywiązana jest jedna osoba. Zmieniasz tor jazdy pociągu?
Emilia: (uśmiecha się) Co jest stawką?
Jan: Moja chęć poznania Ciebie bliżej.
Emilia: (nie słucha odpowiedzi Jana tylko skupia się na pytaniu) Wiem kim są Ci ludzie?
Jan: A miałoby to znaczenie?
Emilia: Każda informacja ma na nas wpływ, więc i na nasze decyzje.
Jan: Nie, nikogo nie znasz, nie wiesz nic o tych osobach.
Emilia: (znowu się zastanawia) Nie mając takiej wiedzy nie można ocenić które wyjście jest lepsze, więc moja decyzja ma żadnego znaczenia.
Jan: (otwiera szeroko oczy i robi minę no proszę) Wiesz, że 90% badanych wybiera poświecenie jednostki żeby uratować grupę?
Emilia: (robi minę cóż) Akceptuję taki punkt widzenia.
Jan: To wybierzesz się na herbatę?
Emilia:
Hola, hola (uśmiecha się). Dwóch kolegów ogląda mecz przy piwie w
barze. Wracają do domu swoimi samochodami. Obaj w czasie jazdy zasnęli
za kierownicą i zjechali z drogi. Jeden uderzył w drzewo, ale wyszedł z
tego bez szwanku. Drugi śmiertelnie potrącił dziewczynkę jadącą na
rowerze. Czy wypadki powinny być oceniane inaczej?
Jan: Nie. Kara powinna być taka sama, bo ocenie powinny podlegać świadome intencje, a nie skutek działania. Gdy
ktoś planuje krzywdę, nawet jeśli mu nie wyjdzie, to jest to zachowanie
naganne, złe. Natomiast gdy ktoś skrzywdzi przypadkiem, to znaczy że
postąpił głupio, nieodpowiedzialnie. Głupich się edukuje, złych resocjalizuje. Dużo
surowsza kara powinna czekać nieudolnego prawie-zabójcę, któremu nie
udało się uśmiercić swojego celu, niż osobę, która przypadkiem kogoś
zabiła.
Emilia: Jutro jestem wolna.
Jan: (uśmiecha się) Czyli zaliczyłem?
Emilia: Ledwo (śmieje się). Pa.
Emilia rozłącza się.
A8. Alarm Alicji oraz zaproszenie na biwak i mieszkanie
Jan kończy myć zęby nad zlewem. Emilia wchodzi do łazienki, klepie go w pupę i uśmiecha się do niego.
Jan: Cześć Kicia.
Emilia: Dzień dobry Tygrysku.
Jan: Dobrze spałaś?
Emilia: Wyśmienicie (uśmiecha się).
Emilia
sięga po swoją szczoteczkę, pastę i zaczyna myć zęby. Droczy się i
odpycha tyłkiem Jana. Dzwoni zegarek Jana, to Agata. Jan odbiera,
słychać śmiech Emilii.
Jan: Halo.
Agata: No słyszę, że wykorzystujesz dzień wolny w pełni.
Jan: Wiesz, czas to pieniądz.
Agata: A ołówek to żaba.
Jan: Rzecz jasna.
Agata: Planujemy weekend w lesie z resztą brygady. Ognisko, te sprawy.
Jan: (do Emilii) Ognisko z dziwnymi ludźmi w weekend?
Emilia: Bardzo dziwni? To tak.
Jan: (do Agaty) Wszyscy będą?
Agata: Gosia wystawia wtedy swoje obrazy w galerii, więc się spóźni.
Jan: Pokoje, nie namioty?
Agata: Tak, zaraz rezerwuję. Widziałam, że te koło strumienia cały czas wolne.
Jan: Świetnie.
Agata: Ok, to dozoks.
Jan: Papa. (do Emilii) Ustalone.
Emilia: To Ty we wszystkim jesteś taki szybki (żartem).
Jan: (żartem) Nie śmieszne, ale skoro o szybkości... Przeprowadzamy się z Mateuszem i Czarkiem do jednego mieszkania. Jesteś całkiem fajna, więc może...
Jan wystawia dłoń i zaczyna śpiewać żartem.
Jan: Palec pod budkę bo za minutkę zamy...
Emilia: Odważna propozycja jak na trzeci tydzień znajomości?
Jan: (Niby poważnieje) Ej, ej, to prawie miesiąc. Moglibyśmy już planować wnuki!
Emilia: No tak, w alternatywnym świecie, gdzieś z dala od grawitacji.
Jan: Gdzie wszyscy inni poruszają się z prędkością bliską prędkości światła, a my prawie wcale!
Emilia: To tam tak (uśmiecha się).
Jan: Spróbuję jakoś wpłynąć na Twoją decyzję.
Jan zaczyna gilgotać Emilię. Ona zaczyna się śmiać i wyrywać.
Emilia: (śmieje się) Gdzie moje prawo do nieprzymuszonego wyboru?!
Jan: Wolna wola to tylko iluzja.
Emilia: A emocje to przestarzałe rozwiązania natury, a jednak dalej je odczuwamy.
Jan: Ciekawe czy najpierw znikną paznokcie i owłosienie, czy emocje.
Emilia: Spock miał włosy gdy uczył się wyzbywać emocji.
Jan: (pokazując symbol Wolkan) Żyj długo i rozwijaj się.
Igraszki przerywa alarm na zegarku "Wykryto podwyższony poziom adrenaliny u Alicji, lat 8".
Jan: Pójdę sprawdzić.
Emilia pokiwuje głową, że ok i zabiera się za mycie zębów. Jan wychodzi na korytarz. Alicja siedzi na schodach, tuli misia.
Jan: Witaj Alicjo.
Alicja: Cześć Jan.
Jan: Stało się coś? Dostałem alarm, że się zdenerwowałaś.
Alicja: Nie nic.
Sąsiadka Helena wychodzi na korytarz.
Helena: Hej Alicja, co się dzieje?
Alicja: No nic.
Anna (mama Alicji) wychodzi na korytarz, za nią Kuba.
Anna:
Podniosłam głos na Kubę i Alicja się zestresowała. (do Alicji)
Przepraszam córcia, tata zaskoczył mnie swoim nieprzemyślanym
zachowaniem. (przytula Alicję) Nie chciałam Cię wystraszyć, to nie na
Ciebie jestem zła. Lepiej już?
Alicja: (wtulona w mamę) Tak.
Jan: Wyłączę alarm.
Pokazane jak Jan wklepuje osobisty kod bezpieczeństwa, żeby potwierdzić, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
Helena: Ja potwierdzę. (do Alicji) Dorośli się czasem kłócą, nie przejmuj się tym Słoneczko (głaszcze Alicję po głowie i wraca do mieszkania), nic złego się nie dzieje.
Anna: (do Jana) Kuba postanowił rzucić pracę bo mu się coś nie spodobało.
Kuba: Nie coś, tylko bawią się naszymi zmianami jakbyśmy byli przedmiotami!
Jan: Chodź przejdziemy się, opowiesz mi wszystko.
Anna: Przewietrzysz się - to Ci dobrze zrobi.
Jan i Kuba idą po parku, kierują się w stronę ławki, siadają.
Jan: No co się stało? Dopiero co mówiłeś, że jesteś zadowolony z nowej nocnej zmiany.
Kuba:
Bo byłem, a oni teraz że już za dużo ludzi tutaj, a potrzebują w innym
sektorze, więc muszą część oddelegować. Sporo ludzi, którzy pracują tam
wydajniej ode mnie postanowiło zostać, więc to mnie i paru innych
wolniejszych przenieśli. W nowym miejscu przegrałem głosowanie na
nadzorcę zmiany, więc będę musiał robić coś innego, a ja lubiłem być
przełożonym!
Jan: Przecież wiedziałeś, że to tymczasowe, bo akurat potrzebne było więcej testów.
Kuba: Niby tak, ale jak można tak rzucać ludźmi co chwila w inne miejsca? Wszyscy się wkurzyliśmy. Gdzie nasze prawa?!
Jan: Inni też zrezygnowali z pracy?
Kuba: Inni nie potrafią walczyć o swoje!
Jan:
Kuba, przecież wiesz stary, że system jest najbardziej wydajny gdy
stanowiska obsadzane są najlepszymi w danej dziedzinie. Dostarczane
produkty są wyższej jakości, praca wykonywana jest sprawniej, więc nie
dość że w ten sposób najlepiej przysłużymy się rozwojowi technologii, to jeszcze oszczędzamy czas. Roboty wykonują coraz bardziej skomplikowane zadani i zanim się obejrzymy nakaz pracy nie będzie już potrzebny.
Kuba przekrzywia głowę przytakując.
Kuba: (wzdycha) To może też po części przez to, że nie podoba mi się już moja praca, ale zmieniać coś po czterdziestce. Już za późno.
Jan: Bzdura. Pracę, z której jesteś zadowolony wykonujesz lepiej, więc korzyści płyną nie tylko dla Ciebie, ale i całego Ubuntu. Co chciałbyś robić?
Kuba: Co chciałbym robić?
Kuba zastanawia się.
Kuba: Hm (uśmiecha się). Coś bliżej przyrody, na świeżym powietrzu, przy świecącym słońcu. Może uprawa roślin, czegoś do jedzenia.
Jan: Przejrzyj oferty. Idź do Biura Pracy. Zobaczysz jak to wygląda.
Kuba: Poważnie?
Jan: A co ryzykujesz? Nie ma co się zastanawiać!
Kuba uśmiecha się że może dlaczego nie.
Jan: (żartem) Dostęp do rozrywek już zablokowany za to ostentacyjne rzucenie pracy (uśmiechają się)?
Kuba: Nie dałem jeszcze oficjalnego wypowiedzenia. Prawo wyborcze pewnie też jeszcze mam.
Jan: No to na razie leci z Twojego urlopu.
Idź wyjaśnij sprawę i poproś o przydział na szkolenie zmiany fachu na
rolnika. Nie warto tracić czasu na zmuszanie się do zawodu, którego nie
lubisz gdy masz inne możliwości.
A9. Na ratunek
Jan z Emilią, Agatą, Cezarym i Mateuszem jadą taksówką prowadzoną przez komputer na biwak. Kierowca (Mariusz) nadzoruje pojazd.
Emila: (do Agaty) Jan opowiadał, że ścigasz się na motorze.
Agata: Tak.
Cezary: Jak wczorajszy wyścig?
Agata: Druga niestety, ale zabrakło mi pół sekundy.
Mateusz: Szkoda, że nie można mieć motocykla ma własność.
Agata:
A ja to rozumiem. Pewne narzędzia są zbyt niebezpieczne, aby można ich
było używać bez nadzoru. Wypadki drogowe są jedną z najczęstszych
przyczyn przedwczesnej śmierci, a u nas w zasadzie się nie zdarzają.
Jan: Większość swojego czasu samochody i tak stały zaparkowane pod domem, czy pod pracą, więc byłą to kompletne marnotrawstwo surowców i wysiłku, zwłaszcza, że wyprodukowanie auta wytwarza tyle samo zanieczyszczeń co jego użytkowanie. Mimo to
prywatnymi samochodami najczęściej jeździły pojedyncze osoby, więc było
ich tak dużo, że powodowały ogromne korki i kumulację zanieczyszczeń w
najbardziej zaludnionych obszarach.
Mariusz: Szkolenie na taksówkarza trwa długie miesiące, a też nie mogę mieć własnego samochodu.
Jan: Nikt nie może. To coś jak broń palna, która też nie jest dostępna na użytek własny.
Agata:
Postrzelać można sobie na strzelnicy, zapisać się na szkolenie
wojskowe, a jak ktoś chce pojeździć autem czy motorem to torów jest bez
liku. Można wypożyczyć i szaleć.
Mariusz: Poza tym budowa linii kapsuł transportowych dobiega końca, więc już niedługo nie będzie żadnych aut na drogach.
Emila: Myślałeś już nad nową pracą.
Mariusz: Dostałem kilka propozycji z Biura Pracy.
Alarm w taksówce przerywa rozmowy i zaczyna nadawać "Osoba poszkodowana w promieniu 1 kilometra
- prawdopodobnie zawał serca, Filip, lat 67. Niezwłocznie udzielić
pomocy, ambulans w drodze". W tym samym czasie zegarki wszystkich w
taksówce zaczynają nadawać tę samą wiadomość. Nawigacja w taksówce pyta o
zmianę miejsca docelowego na współrzędne wypadku. Mariusz przejmuje kierownicę od komputera. Zegarki również nawigują na poszkodowaną osobę.
Mariusz: (zjeżdżając z drogi głównej) Wskazuje na ten las, skręcamy tutaj.
Emilia: (sięga po urządzenie na tyle taksówki) Mam defibrylator. Jan weź apteczkę.
Agata: (wskazuje na drogę) Tam leży.
Mariusz
zatrzymuje samochód obok mężczyzny trzymającego się za klatkę
piersiową, zlany potem - zaczynają akcję ratunkową. Po chwili przyjeżdża
rowerzystka i podbiega do grupy, po niej zjawia się karetka, sytuacja
jest już stabilna, przejmują poszkodowanego i dziękują.
A10. Biwak, głód na świecie i monolog
Jan zaczynają rozpalać ognisko. Emilia, Agata i Cezary rozstawiają jedzenie i napoje (soki, alkohol) na stole, Mateusz rozpala waporyzator.
Cezary: Co najpierw?
Agata: Sandacze chyba.
Cezary: Razem z szaszłykami z krewetek i ślimaków?
Emilia: Można.
Mateusz: Larwy motyla i termity na końcu!
Emilia: Próbowaliście kiedyś mięsa ssaków?
Agata:
Jak ląduje w Etiopii/Jemenie to na stołówce serwują steki wołowe, ale
mięso jest tak podobne do ludzkiego, że nie mogłam się przemóc.
Emilia: To dobrze że nie można zabijać ssaków w Ubuntu - są zbyt podobne do nas.
Cezary: Niedawno dodano niektóre ptaki, ciekawe co wyjdzie z badań gadów, płazów i ryb.
Mateusz:
Owady są dużo bardziej wydajnym źródłem białka, a ich układ nerwowy
jest bardzo prosty, więc nie musimy mieć wyrzutów sumienia.
Cezary: Hehe,
trzeba przyznać że świerszczowi dużo bliżej do rosiczki niż do dzika,
no i jest pyszną przekąską. Nie jest świadomy śmierć, można jeść - taka
nasza Pierwsza Dyrektywa.
Jan: Hodowla zwierząt odpowiada za 18% zanieczyszczeń naszej planety. Mięso dużych ssaków tylko zakwasza ludzki organizm, a białka można bez problemu dostarczać jedząc owady, ryby, czy jajka.
Agata: Do
tego dochodzi zużywana woda i ziemia, zarówno na samą hodowlę jak i na
rośliny pastewne. Wszystko to mogłyby być wykorzystane w bardziej
przemyślany i przydatny sposób.
Emilia: (do Agaty) Po co latasz do Afryki?
Agata: Przekazujemy paczki z jedzeniem.
Emilia: To jest ta zamierzona nadwyżka produkcji?
Agata: Tak. Przed rozpoczęciem naszej akcji prawie 800 milionów ludzi na Świecie było niedożywionych, głównie w krajach rozwijających się. Ponad 3 miliony dzieci poniżej 5 roku życia umierało z głodu każdego roku. To jeden maluszek co 10 sekund, nie wliczając starszych dzieci, czy dorosłych. Świat wyrzucał 1.3 mld ton żywności rocznie, głównie rozwinięte kraje, czyli tyle, ile byłoby w stanie wyżywić ponad miliard ludzi.
Emilia: To straszne.
Agata: Szacowano wtedy, że rolnictwo jest w stanie wykarmić 12-13 miliardów ludzi i wystarczy 3 i pół miliarda dolarów rocznie, aby nakarmić wszystkie 66 milionów głodnych dzieci w wieku szkolnym. 30 miliardów aby wyeliminować cały głód na świecie.
Cezary: To niewiele biorąc pod uwagę, że USA, które wydawało wtedy na zbrojenia ponad 600 miliardów dolarów rocznie. Więcej niż kolejne 9 krajów łącznie. Większe państwa Europy 10-50 miliardów, więc głód nie istniał bo nie można było sobie z nim poradzić, tylko dlatego że ludzie zdesperowani, walczący o życie są najzwyczajniej tańsi jako siła robocza.
Jan:
Jak to w ogóle mogło być legalne? Nazywali się cywilizowanymi ludźmi.
Ich elity stać było na wszystko od złotych samochodów po lot w kosmos.
Tylko na głodne dzieci nie wystarczało, a braku takich drobnych nawet by nie zauważyli.
Agata: Potwierdza ich intencje. To samo tyczy się wojen.
Agata: Cały czas występuje pewien odsetek niedożywionych ludzi, ale śmierć z tego powodu zdarza się obecnie niezmiernie rzadko.
Emilia: To wspaniałe co robisz.
Agata: Fenomenalne uczucie.
Gosia przychodzi i wita się ze wszystkimi.
Mateusz: W samą porę.
Gosia: Hej kochani.
Noc przy ognisku, zabawa, śmiech, postać Jana, jego twarz - rozmarzona, zamyślona.
Jan: (narracja) Dziś przypada 14-sta rocznica założenia Ubuntu, to był 30. czerwca 2016
roku. Moi rodzice byli jednymi z twórców tego państwa, więc
przeprowadziliśmy się do wydzielonego obszaru dość szybko. Zawsze
powtarzali mi, aby szukać prawdziwej wartości w otaczającym Świecie. Nie
ufać tej zapisanej na metkach. Uczyli mnie, że człowiek nie powinien
być postrzegany przez pryzmat pieniądza, a jaką jest osobą. W
kapitalistycznym Świecie jedni ludzie mieli tony złota, a innym
brakowało pożywienia. Obie grupy, mimo iż tak różne, były w stanie
zrobić wiele dla pieniędzy. Ci drudzy potrzebowali go by zaspokoić
podstawowe potrzeby. Ci pierwsi ustanowili pieniądz potrzebą samą w
sobie. W takim Świecie wszystko miało swoją cenę. Nie tylko rzeczy
fizyczne, ale również prawda, zasady, przekonania, nawet zdrowie i życie
ludzkie. Wyzbywali się wszystkiego aby mieć więcej pieniądza, bo on
dawał władzę. Z powodu zaspokojenia prawdziwych potrzeb i wyeliminowania
tych sztucznych w Ubuntu
przemocy prawie nie doświadczamy. Po prostu nie mamy o co się bić, ale
niektórym jest tak trudno w to uwierzyć jak w splątanie kwantowe.
Nagroda lepsza od kary, miłość lepsza od nienawiści - wiedzieliśmy to od
zawsze, ale rywalizacja by być lepszym od innych, mieć więcej niż oni
przesłaniała nam prawdziwe wartości w życiu. Tutaj najważniejsze jest żyj i daj żyć
- po prostu nie krzywdź innych. Wtedy wszyscy mają możliwość
znalezienia swojego szczęścia i celu w życiu. Nie zmieniło się to w
mgnieniu oka, wszyscy ciężko na to pracowaliśmy. Edukacja, poświęcenie
dla innych i wspieranie się nawzajem przeniosło nas w przepiękną erę
równości i wolności, która dla innych jest niedosiężną mrzonką.
Chwila pauzy, kamera się oddala.
Jan:
I tak żyliśmy, byliśmy, trwaliśmy i kochaliśmy wszystko czym byliśmy i
czym był Świat dookoła nas. Każdy dla siebie, ale i wszyscy dla
wszystkich, człowieczeństwo wobec innych - Ubuntu.
A11. Przeprowadzka
Jan i Cezary rozpakowują pudła w nowym mieszkaniu. Przeprowadzkę nadzoruje Łukasz. Wchodzi Emilia.
Łukasz: (stawia pudło na podłodze i mówi do Jana) To już ostatnie.
Jan: Dzięki bardzo.
Łukasz: No sprawnie poszło. To my będziemy się zbierać. Trzymajcie się (podnosi rękę i kieruję się do wyjścia)! (w drzwiach mija wchodzącą Emilię) Hej!
Emilia: Cześć chłopcy (daje buziaka Janowi i Czarkowi).
Cezary: (żartem po buziaku Emilii) Mmm jaka słodycz.
Emilia: No to uwaga bo mam komunikat. Dźwiękoszczelne drzwi uchronią Was przed płaczem, ale zapach kupek zagości w domu na dobre (gładzi swój brzuch).
Cezary: Serio? Gratulacje!
Jan: O, wiesz już kto jest ojcem?
Emilia: Jeden głupek...
Jan: (bierze Emilię na ręce i podnosi rozentuzjazmowany) Ale czad! (spokojniej) Jestem delikatnie podekscytowany.
Emilia: No ja myślę (uśmiecha się).
Cezary: Zapach kupy będzie mnie motywował żeby ruszać się z domu!
Emilia: Proszę, ta ciąża przysłuży się wszystkim.
Jan: A w razie czego to w kolejce do kawalerki w naszej dzielnicy nie czeka się długo.
Cezary: Co Ty, nie jestem mięczakiem!
Emilia: Silny Cezary, jaki silny.
Cezary: Na razie...
Śmieją się razem.
Emilia: Napiszę reszcie (zaczyna stukać na zegarku).
Cezary: Musimy to uczcić.